czwartek, 31 grudnia 2015

Ostatnia w tym roku

Zawsze zdarza się prośba o kartkę na już.
Tym razem była to kartka na chrzest.
Czasu niewiele, zwykłych rozkładanek nie lubię, więc kartka z okienkiem. Srebrno-biała baza. Z żółtymi i różowymi dodatkami. Fajnie wyszło :)

 

 Tym razem kwiatki też wewnątrz.





niedziela, 27 grudnia 2015

Tatty Teddy




Wiem, wiem. Znacie tego misia,
Ja też widziałam go wcześniej na różnych papierach, obrazkach, kartkach.
Były krzyżykowe obrazki.
Ale dopiero niedawno okazało się, że mam w rodzinie miłośników tych misiów (dużą i małego).

Pomyślałam więc o krzyżykowej kartce z Tym misiem.
Niestety ogrom pracy przed świętami nie sprzyjał krzyżykowaniu i ostatecznie obrazek gotowy był na 10 godzin przed Wigilią. Kupiłam więc najmniejszą ramkę jaka była w pobliskim sklepie i ... powstał obrazek.


A jeśli ktoś ma ochotę bliżej poznać tego misia, to jest Oficjalna Strona Internetowa.

A to krótka historia skąd miś się wziął (wg Mike’a Payne)

W 1987 roku w małej wiosce niedaleko Arundel wyburzono dom. Wszystkie niepotrzebne śmieci wyrzucono na wysypisko. Znalazł się tam też mały brązowy miś. Nieszczęsny miś leżał wiele tygodni pomiędzy puszkami, dziecięcym wózkiem, starym materacem i gromadą innych rupieci...
Nastała mroźna zima. Jeziora i rzeki pokrył lód, a ludzie siedzieli w ciepłych domkach. Biedny miś był przyciśnięty starym materacem i nie mógł się poruszyć. Zaczął marznąć, bo wokół było bardzo zimno. Płatki śniegu padały na misia, na jego nosek, który powoli robił się niebieski, a brązowe futerko szarzało.
Pewnego dnia dostrzegła go mała dziewczynka. Wyciągnęła biedaka spod śmieci, otrzepała z kurzu i od razu go pokochała. Bo przecież nawet zniszczony miś ma swój urok! Jego szare futerko i niebieski nosek sprawiły, że stał się niepowtarzalny.
Dziewczynka zabrała misia do domu. Potrzebna mu była natychmiastowa pomoc. Babcia załatała poszarpane szare futerko, zszyła rozpruty brzuszek. Dziewczynka nazwała go „Misiem Brudaskiem”(Tatty Teddy).
Wiele lat później Tatty Teddy stał się symbolem przyjaźni i miłości. Na całym świecie ma swoich wielbicieli – małych i dużych. Kochają go i chłopcy, i dziewczynki.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Świąteczne kartki

Zawsze obiecuję sobie, że za kartki świąteczne wezmę się wcześniej, a nie na ostatnią chwilę.

Ale obiecanki - cacanki :)

Kartki powstały w jeden dzień. Musiały.
Zaczęłam wcześniej, ale okazało się, że kupiłam nie taki tusz jak trzeba i nie wysychał.
Wkurzona na maxa ;) uparta na stemplowane kartki, znalazłam stare tusze do biedronkowych stempelków i ... wyszły!

 Za tło wielokrotnie posłużyły papiery do pakowania z Claudii




 Próbowałam poszaleć ze śniegiem w płynie, ale nie chciał współpracować :)

A kolorowałam zwykłymi kredkami (bałam się użyć akwareli ze względu na problemy z tuszem).






Oczywiście musiały powstać też bardziej tradycyjne (święte - jak mówi moja bratowa)

Drukarka odmawia mi już posłuszeństwa, więc wyciągnęłam pudło z resztkami bożonarodzeniowymi sprzed dwóch lat i okazało się, że całkiem sporo tam jest jeszcze przydasi na tę okazję.
Obyło się więc bez drukowania - wszystko z resztek.












Kartki poleciały już w środę, a dziś wyciągając dekoracje choinkowe znalazłam pudełeczko, a w nim ... zeszłoroczne kartki - bo jakoś wtedy mi szło tak dobrze, że jeszcze kilkanaście zapasowych wyszło ;) - W przyszłym roku bożonarodzeniowych kartek NIE ROBIĘ!

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Pamiątki na chrzest

Święta za pasem, a tu proszą o kartki na chrzest.
Ostatnio się trochę rozleniwiłam ;) no ale jak ładnie proszą, to nie będę odmawiać.
Ponieważ dostałam 100% dowolność to z powodu ograniczenia czasowego postanowiłam powtórzyć kartki sprzed prawie dwóch lat, jakie robiłam na chrzest naszego małego Tadzia. (tu i tu)

No nie identyczne, ale baaardzo podobne :)









Ta już wtedy wzorowana na kartkach niedoścignionej (mojej kartkowej mistrzyni) Malgodii

środa, 9 grudnia 2015

Miałczący grubas

Nie lubię kotów.
No i co?
Poproszona o wyhaftowanie grubasa - zgodziłam się.

Straszny był.
Zaczęłam wyszywać dwoma nitkami. Wszystko było OK do czasu, aż przeszłam do drugiego koloru. Okazało się, że mogłam polecieć jednak jedną nitką.
Odłożyłam kociaka na chwilę.
Po kilku tygodniach ruszyłam z drugiej strony i ... tak mi w głowie siedziała ta jedna nitka, że jak doszłam od głowy do łap, to przypomniałam sobie, że przecież powinnam wyszywać dwiema, a nie jedną nitką.
Nie, nie, nie - nie prułam.
Zaczęłam kombinować. Trochę jedną, trochę dwiema, a kilka pojedynczych krzyżyków nawet trzema nitkami.

I tak po tygodniach haftowania (ciężko mi się do niego siadało) powstał grubas.

Jeszcze miesiąc leżenia w koszyku (nabrał mocy urzędowej) i doczekał się prania i oprawy.

No i jak wam się mój pulpet podoba?